Strony

  • TEKST
  • AKTA
  • SPAMOWNIK
  • O MNIE

niedziela, 4 sierpnia 2013

XXIII - SZUKAJĄC SENSU


      Zostawili mnie tu samą. Samotność, na którą tak dawno czekałam z chwilą zamknięcia tych drzwi stała się niesamowicie przytłaczająca.
      M zmarł. Skończył czterdzieści lat i zmarł, dla nich wszystkich to oczywista kolej rzeczy. Zupełnie jakby nie było innej możliwości. Płaczą za nim, ale nie bardziej niż powinno się to robić, gdyby zmarł z przyczyn naturalnych. Nie wydaję mi się, żeby oni uważali, że mogliby to zmienić.
      A przecież wystarczyłoby tak niewiele. Jeden krok, jedno uderzenie, może strzał z pistoletu i M by żył.
      Jednak C raczej nie.
      Nie jestem pewna, czy on miał wybór, lub raczej czy uważał że miał wybór. Być może w jego przypadku podobnie jak w wielu innych wyryło się przekonanie, że to co robią teraz nie może się zmienić.  Tak naprawdę to oni sami narzucili sobie jedyne ograniczenia.
       Bezmyślnie zgadzają się na największy terror.
      Mogłoby być inaczej. Ja to wiedziałam, A i M także. Życie mogłoby być istnieć dalej bez większych granic poświęcone dla szczytnego celu.
      Ale przecież oni służą czemuś wyższemu. Jak inaczej można by nazwać pragnienie obrony Miasta przed wybuchem bomb? Utrzymanie porządku, podczas gdy Podpalacze dążą jedynie do całkowitego chaosu?
      Problem polega na tym, że niektóre rzeczy brzmią dobrze jedynie w teorii.
      Wydaję mi się, że oni to wiedzą. Wszyscy żołnierze stracili chęć i entuzjazm i mimo ponurych okoliczności żyją ślepi na powagę sytuacji. Żyją, ale nie walczą, a różnica pomiędzy jednym, a drugim jest diametralna.
      Powinni zobaczyć i uwierzyć znowu. Mieć jakiś cel w swojej nędznej egzystencji, bo na razie błądzą niczym ślepcy. Na ich twarzach widnieje uśmiech mimo, że kat trzyma swój nóż na ich gardłach.
      Przecież gdzieś tam są ludzie. Oni mogą zaznać szczęścia, dlatego że żołnierze się dla nich poświęcają. Armia powinna to zobaczyć i być z tego dumna. 
      Kod? Znam cały Kod. Cztery cyfry mogą włączyć bomby, jeżeli Z mówiła prawdę. Co z tego?
      Wydaję mi się, że powinnam coś w tej chwili czuć. Jakiś przytłaczający strach przed zabiciem tylu ludzi. Tylko, że nie ma żadnej różnicy, pomiędzy całym Kodem, a zaledwie fragmentem. Tak, czy siak nie wpiszę tego do komputera. Bo niby czemu miałabym?
      Chciałabym zobaczyć tych ludzi. Tych, których mogę zabić. Poczuć ich szczęście i cieszyć się nim jak własnym. To mogłoby mi pomóc uwierzyć w sens tego wszystkiego.
      Bo na razie to tylko jeden wielki nonsens.
      Ciekawe, co na to Q?
      Wnętrze domu Q to jedna wielka pracownia komputerowa.
      Tysiące ekranów, może setki, wszystko co nie było elektronicznym systemem było stosem dokumentów albo grupą samoprzylepnych notatek.
      Na samym środku on, zgarbiony nad dwoma połączonymi klawiaturami. Jego palce latały po maleńkim klawiszach w niewiarygodnym tempie.
      Po jednym, chyba najmniejszym ekranie przechodziły rzędy cyfr.
      Wszystko inne co komputerowe wyglądało jak pogrążone w śnie, chwilowo nieaktywne, ale zbyt czyste i lśniące by być stale wyłączonym.
      A może?
      - Hej Q! Co z tym wszystkim? – krzyknęłam na wejściu.
      Nie odrywając wzroku od ekranu trzepnął, lekceważąco ręką.
      Zdenerwowana przeszłam te kilka kroków, tylko po to, by stanąć tuż nad uchem Q i krzyknąć w nie z całych sił.
      - Co z resztą komputerów!!?
      Drgnął tak gwałtownie, jakby sam otrząsał się z hipnotycznego snu. Niedbałym wzrokiem ogarnął moją postać, a sekundę później znów utkwił spojrzenie w ekranie.
      - Elektryczność wydziela ciepło. Ciepło może uruchomić działanie bomb. Proste? Daj mi pracować – warknął ochrypłym głosem, który prawie zanikał gdzieś pomiędzy gardłem, a światem zewnętrznym.
      Zamrugałam nagle, lekko oszołomiona jego reakcją. Chwilę późnej na mojej twarzy zakwitł zarozumiały uśmieszek.
      Znów kolejne ograniczenie, jakie postawił sobie sam Q. Komputer przejął władzę nad jego istnieniem i zdefiniował sposób widzenia i patrzenia.
      - Chcę zobaczyć ludzi z zewnątrz – krzyknęłam mu  w ucho, niepewna czy w przeciwnym razie dotrą do niego moje słowa.
      Natychmiast wykonał odwrócił się na swoim obrotowym krześle, jakby zapominając o wcześniejszej obsesji na punkcie komputera. Jego okulary zalśniły w blasku neonowej lampy.
      - My tak po prostu nie spotykamy się z ludźmi z zewnątrz – odparł z lekko nieobecnym spojrzeniem, jakby oniemiały.
      Podobnie jak ja na widok jego niezrozumiałej reakcji.
      - Czemu? – poste pytanie, aż samo cisnęło się na usta.
      Spojrzał mi prosto w oczy.
      - Nie mam pojęcia.
      Potrzebowałam momentu, a by przetrawić to, co usłyszałam.
   - Nigdy nie spotykaliście się z ludźmi spoza Armii? – szepnęłam z niedowierzaniem.
      Powoli pokiwał głową.
`     - Nie wiem czemu, po prostu… - jego zamyślony głos ucichł nagle, tylko po to, żeby moment później powrócić jeszcze cichszy niż przedtem – Nigdy wcześniej o tym nie myślałem.
      Zmarszczyłam brwi, wciąż będąc w lekkim szoku.
      - Żartujesz sobie?
      Mocno zacisnął powieki, a po chwili jego chude dłonie zacisnęły się na skroniach.
      - Ja myślałem, że… - zaczął, a chwile później urwał, a jego knykcie mocniej wbiły się w czaszkę - to zabronione. Głowa mnie boli. Znałem jakieś sensowne przyczyny, ale teraz … nie pamiętam. Był jakiś powód. Au… Musiał być – z jego chaotycznej wypowiedzi wynikało tyle co nic. Mówił szybko urywając na moment na jęki z bólu.
      Ta scena była nienaturalna. Jednak Q nie wyglądał jakby udawał. Czuł ból, dość duży by przebijać palcami własną czaszkę.
      - Możemy tam iść, dziś w nocy – szybko zaproponowałam.
      Nie podniósł spojrzenia, ale jego jedna dłoń na ślepo wymacała klawiaturę komputera, tylko po to, aby chwile później całkowicie bez użycia oczu wystukiwać szeregi znaków.
      - Jak chcesz – wymruczał bez zaangażowania.
      Wykonałam kilka pierwszych kroków w stronę drzwi, gotowa by wyjść, ale czegoś mi brakowało.
      - Q?! O której… - zaczęłam.
      Niedbałym ruchem machnął wolną ręką.
      - Idź już!
      W chwili, gdy zmierzchało ktoś rzucił kamykiem w moje okno.
      Hmm… jakbym nie wiedziała kto.
      Szybkim ruchem podniosłam zardzewiałą okiennicę. Czerwone włosy Q odznaczały się w mroku równie jak latarnia.
      - Skacz! – krzyknął.
      Wzdrygnęłam się odruchowo. Zbyt głośno. Jego głos rozniósł się po okolicy echem i  tylko czekałam, aż zapalą się światła w sąsiednich domkach.
      - Śpią jak susły. Skacz!
      Bezgraniczna czerń nagle stała się zachętą, tak bardzo kuszącą jak zakazany owoc. Przez umysł przeleciało kilka możliwości jak mogłabym zrobić to najlepiej, najbardziej efektownie. Ciało, nie tylko bez sprzeciwu ale i całkiem chętnie przygotowywało się do skoku w otchłań bez dna. Chciałam się zabić?
      A może po prosu wiedziałam, że to potrafię?
      To było proste, nie tylko samo wspięcie się na okiennice i stanie na krawędzi. Granica nie wzbudzała we mnie żadnych emocji, jedynie pragnienie następnego kroku.
      To trwało zaledwie sekundę. Zręcznie odbiłam się od parapetu, aby lecieć. Skok przyniósł uczucie bezgranicznej wolności. Podczas jednego momentu wszystkie prawa  i siły przestały działać, a ja poczułam się wyjątkowa. Moim lotem złamałam równocześnie setki najsurowszych zasad. Prawa natury zostały zmiażdżone w proch, gdy unosiłam się nad ziemią.
      Ale każdy ptak musi kiedyś zlecieć z nieba.
      W chwili, kiedy moje stopy dotknęły twardego i stabilnego betonu ogarnęło mnie rozczarowanie. Nagle wszystko nabrało niecodziennej zwyczajności w porównaniu z tym, co działo się przed chwilą. Moja wyjątkowość zniknęła bez śladu znów poddając mnie zwykłym zasadom.
      Co nie znaczyło, że zapomniałam jak je łamać.
      Gdy moje oczy przyzwyczaiły się do mroku mogłam dumnie spojrzeć w rozbawioną twarz Q.
      - Chcesz dowodu na to, że jesteś N? X nigdy by nie skoczyła, nawet za milion lat?
      W chwili, gdy to mówił z lekkim zdumieniem i szelmowskim uśmiechem na twarzy poczułam jak moje stopy unoszą się nad ziemią, a ego narasta do monstrualnych rozmiarów.
      Myślami wróciłam do tej, cudownej sekundy, a w pamięci rozbrzmiały jego wcześniejsze słowa.  Z łatwością roześmiałam się, zakłócając spokój nocnej ciszy.
      - Czy ty powiedziałeś „susły”? – z moich ust wydobyły się przeplatane śmiechem, pełne niedowierzania słowa.
      Być może nieświadomie, a może specjalnie naśladując aktora zmarszczył brwi w teatralnym geście.
      - Nie powiedziałem – zaprzeczył surowo, a jego głos nabrał głębszej barwy.
      To mogło jedynie wywołać u mnie kolejny spazm śmiechu.
      - Oh, zrobiłeś to! – w chwili odurzenia wykrzyknęłam głośno.
      Na moment zapadła cisza.
    On drgnął i gwałtownie rozejrzał się wokół.
     Żadne światło nie odżyło nagle poruszone naszym harmiderem.
   Jego pewny uśmiechem wrócił na swoje miejsce. Po chwili pociągnął mnie pomiędzy domki.

       - Mam do niego wskoczyć? – powtórzyłam z lekkim oszołomieniem.
      Szeroko otwartymi oczami patrzyłam na otwarte wagony pociągu pędzące z zawrotną prędkością. Zardzewiałe płaty metalu nie wyglądały dość stabilnie, aby utrzymać mój ciężar.
      Q stał ze mną ramię w ramię ze swoim standardowym uśmieszkiem. Lekkim, zapraszającym gestem, niczym kelner w jadalni wskazał na pędzące wagony.
      Wtedy pociąg stanął. Wszystko gwałtownie zamarło w całkowitym bezruchu.
      - Żartowałem – oznajmił lekko – Ale mamy minutę, więc lepiej szybko wskakuj.
Sam z widoczną wprawą podciągnął i stojąc na spróchniałych deskach zlepionych metalem podał mi dłoń. W chwili gdy niepewnym krokiem chwyciłam się wystającej rury na ścianie pociąg ruszył.
       Przez moment staliśmy w ciszy, ale szybko wokół rozległ się świst, który uniemożliwiał wszystkie rozmowy. Palce Q natychmiast zaczęły latać w powietrzu niczym po niewidzialnej klawiaturze.
      Mój znudzony wzrok utkwił w identycznych domkach i podobnie jak one niezmiennym odcieniu nieba. Całkowitej szarości.
      Właśnie wtedy te niezmienną, powtarzalną regularność zaburzyła jedna prosta linia ciągnąca się od ziemi ponad szczyty dachów. Metalowy i doskonale odnowiony płot stał się wymowną granicą, separującą ludzi po obu stronach.
      Pociąg nie zwalniał, pędził dalej mijając kolejne domki, niewiele różniące się od tych po drugiej stronie granicy, a mimo to weselsze. Zamiast wszechobecnej szarości gdzieniegdzie pojawiały się biele i beże, ozdobione ciemnymi okiennicami i czerwonymi drzwiami.
      Wszystko powtarzane według jednego schematu.
      Gdybym nie pędziła z zawrotną prędkością to byłby ten moment, gdzie cisnęłabym czymś w coś, tylko po to, żeby coś zniszczyć i dać upust ogarniającej mnie irytacji.
      Beż, biel, czerwień, grafit i tak w kółko. 

      




Autor: Wiśnia o 09:33

2 komentarze:

  1. Anonimowy21 sierpnia 2013 08:39

    w niektorych miejscach niepotrzebnie wstawiasz przecinki, w innych je pomijasz. pare wyrazow napisalas blednie oraz czasami sie powtarzasz. ludzi jest duzo, trudno jest sie polapac w tych wszystkich literkach. ale tak jak juz mowilam- merytorycznie okk, masz ciekawy styl pisania i niewiarygodny temat. podoba mi sie. zycze sukcesu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
      Odpowiedz
  2. Joker26 sierpnia 2013 10:40

    czekam na więcej. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
      Odpowiedz
Dodaj komentarz
Wczytaj więcej...

Nowszy post Starszy post Strona główna
Subskrybuj: Komentarze do posta (Atom)

SPIS TREŚCI

  • CZY JEŚLI ZNISZCZĘ ŚWIAT TO, CZY TO TEŻ ZAPOMNĘ?
  • I - NIKT NIE MÓWI PRAWDY. I CO Z TEGO?
  • II - UZALEŻNIONA OD ODDECHU
  • III - KRWAWE KARTY
  • IV - WARIACTWO LOTOSU
  • V - WALKA Z CIENIEM
  • VI - ZŁAMANE LUSTRO
  • VII - ODDYCHAM KŁAMSTWEM
  • VIII - SKUTKI NARKOTYKÓW
  • IX - PRÓBA LOTOSU
  • X - JAK DWIE KROPLE WODY
  • XI - PODPALIĆ MU ŻYCIE
  • XII - ZAPOMINAJĄC PAMIĘTAM
  • XIII - BÓL ODDECHU
  • XIV - JOKER (NIE) ZABIJA
  • XV - JOKER (NIE) ŻARTUJE
  • XVI - JAKO CZĘŚĆ EKIPY
  • XVII - IDEALNIE PRZYGOTOWANA
  • XVIII - KOLEJNY FANATYCZNY ŚWIR
  • XIX - NIEBEZPIECZNIE JEST BAĆ SIĘ PSÓW
  • XX - NONSENS ABSURDEM
  • XXI - ZBYT SZYBKO
  • XXII - SPECJALISTA OD JEŃCÓW WOJENNYCH
  • XXIII - SZUKAJĄC SENSU

Gdzie trzeba zajrzeć

  • „Wartość człowieka poznasz po jego języku”. - Ali ibn Abi Talib
    Lauren
  • Daj się ponieść wyobraźni - Rejestr blogów
    Nowe posty (239)
  • Zaczarowane Szablony
    Sumienie miała czyste - nieużywane
  • Tako rzecze Cthulhu
    0105. magia-przynaleznosci.blogspot.com
  • Nie stłucz kieliszka z nadmiaru wrażeń!
    Zamknięcie
  • Because the key to a good story is talking about // talking-about.mylog.pl: recenzje i oceny opowiadań
  • photos.
Obsługiwane przez usługę Blogger.